Najnowsze dzieło Stevena Spielberga. Player One (jak to u nas skrócono nazwę) jest niezwykłym hołdem dla graczy (choć filmów też). Reżyser wykorzystał masę motywów czy odniesień i wpisał to wszystko w historię z morałem. Mocną i świetnie napisaną, muszę dodać. Oprócz fabuły genialną robotę robi warstwa audio-wideo. Muzyka idealnie buduje klimat, a grafika — istny orgazm oczny, miód dla gał. Wykreowany świat mami z jednej strony postapokaliptyczną, szarą rzeczywistością, a z drugiej "mmowym" światem wirtualnym pełnych "dropów", "itemów", "skinów" oraz różniących się od siebie światów i postaci (przez kilka sekund ma swoje 3 grosze nawet Minecraft!).
Dobrym pytaniem jest: czy to film tylko dla graczy? Sądzę, że zapaleńcy sci-fi będą zadowoleni, ale głównie gracze odnajdą w tym filmie prawdziwy geniusz.
Dobrym pytaniem jest: czy to film tylko dla graczy? Sądzę, że zapaleńcy sci-fi będą zadowoleni, ale głównie gracze odnajdą w tym filmie prawdziwy geniusz.