Najpierw był CoD 1. Kiedy przez 3 części seria szła w 2-gą Wojnę
Światową, Infinity Ward zrobiło bardzo duży krok milowy w dziejach "szuterów" - przeniosło konflikt do współczesności. Od tego momentu na koncie Roberta Koticka (prezesa Activition) pojawiały się grube miliony. Kolejka zaczęła się toczyć potrącając konkurentów, tu Medal of Honor, tu - wtedy - Battlefielda. Niestety, kiedy CoD jeszcze bardziej się "uwspółcześnił", zamiast żołnierzy, pojawiały się drony, a czołgi zostały bezzałogowe, seria zwolniła....
Witajcie, dziś nie typowa recenzja....? W sumie to trochę felieton, który pokazuje, że CoD wypadł już z wspomnianych torów.
Muszę przyznać, że Black Ops był całkiem dobrą częścią, miał fajny klimat Wojny Zimowej. Bronie, pojazdy, lokacje, historia były pomysłowo zaprojektowane, chociaż ta ostatnia była... hm, dziwna. "Toczyły" się tam wątki nie podobne do żadnej innej poprzedniej części. Pod koniec zastanawiasz się czy gram w CoDa czy w FarCry'a 3/4 (chodzi mi o "wizje").
Sequel BO - z przykrością informuję - jest gorszy niż jedynka, ale już lepszy od BO3, o której wpierw wspomnę. "Trójka" to już tragedia, nawet nie wiem jakie są wątki wspólne między poprzednikami i nie chcę wiedzieć. Są tam sceny jak z horroru, prawie że jumpscary (!) brutalność jest porównywalna do Dooma (!!) (no może trochę przesadzam, ale odrywanie członków ciała - check). Jedynym miłym dodatkiem było dodanie kampanii Co-op dla 4-rech graczy.
- "dobra nie hejtuj Black Opsów, mów co masz do powiedzenia."
Dobra, spokojnie, już mówię.
W BO2 wcielamy się w Sekcję, znanego jako David Mason, syna głównego bohatera "jedynki". Głównym nemezis Woodsa, Hudsona oraz kilku znajomych z poprzedniczki, będzie Menendez. Przed premierą twórcy - Activition - ogłaszali, że zrobili najbardziej charyzmatycznego antagonistę. Tak, mieli rację, mamy do czynienia z bardzo barwnym Głównym Złym, dobrze napisanym, a jego życie śledzimy od początku do końca, dlaczego stał się "zły" itp. Warte dodania jest to, że gra czasami daje nam wybór, np. Zabić czy Pojmać itp, a finał daje nam dwie opcje zakończenia przygody. Mamy też zestaw do otwierania zamkniętych dzwi (opcjonalne), co owocuje w nowe gadżety zagłady.
Sprytnie poprowadzono kampanie - gra wrzuca nas do ok. 1986r. (tam wcielamy w Alexa Masona), by w następnej misji przenieś do 2025 (główna oś fabularna), gdzie mamy o wiele lepsze gadżety, takie jak celownik wykrywający ludzi przez ściany, drony, a nawet snajperkę tak mocną jak RPG! (Nawet lepszą, bo pociski umieją przebijać się przez nawet 5 ścian/samochodów). Fajnie, że autorzy dali nam możliwość "kustomizowania" broni i dodatków dodając wybór granatów, celowniki, magazynki, a nawet skórki do tychże cacków. Oprócz oprzyrządowania mamy perki, które dają nam, np. szybsze przeładowywanie, wszystko ustawimy wedle woli.
Z fabułą idą też misje poboczne, gdzie sterujemy własnym oddziałem, dajemy im rozkazy, ale też się w nich przełączać (w wieżyczki i "czołgusie" też). Niestety, zagrałem by sprawdzić, wyszedłem z misji po ciężkiej walce... ze sterowaniem.
O multiplayer nic nie napiszę, bo przecież wiecie o co tam biega - prujemy z dział do innych w różnych trybach gry. Tak samo jest z trybem Zombies. Z maksymalnie czterema przyjaciółmi odpieramy fale zombiaków.
Ze strony trochę technicznej: pamiętacie gameplay z E3? Ten z autostradą i samolotami lepszymi od F16? Twórcy przegięli z przedostatnią misją, którą "nawiedza" więcej wybuchów, niż chyba w całej grze... Oczopląs gwarantowany, no ale w sumie do tego przyzwyczaiły nas inne części cyklu. Pochwalę, że na GTX660 działa na Ultra w stałych 60 fps, chociaż ostatnia misja momentami przycinała do 30 fpsów.
Nie zrozumcie mnie źle - nie hejtuję CoDów w przyszłości, ale Black Opsy (oprócz "jedynki") są za odmienne od "topowych" przedstawicieli "rodziny Call of Duty". To dobra strzelanina, ale tylko przyzwoity CoD. Advance Warfare było bardzo ciekawe i fajne (chyba przez zatrudnienie Kevina Spacey'ego :P).
Napiszcie jaka jest Wasza ulubiona odsłona i czy popieracie moje zdania. Ja wolę wrócić do czasów Modern Warfare...
Światową, Infinity Ward zrobiło bardzo duży krok milowy w dziejach "szuterów" - przeniosło konflikt do współczesności. Od tego momentu na koncie Roberta Koticka (prezesa Activition) pojawiały się grube miliony. Kolejka zaczęła się toczyć potrącając konkurentów, tu Medal of Honor, tu - wtedy - Battlefielda. Niestety, kiedy CoD jeszcze bardziej się "uwspółcześnił", zamiast żołnierzy, pojawiały się drony, a czołgi zostały bezzałogowe, seria zwolniła....
Witajcie, dziś nie typowa recenzja....? W sumie to trochę felieton, który pokazuje, że CoD wypadł już z wspomnianych torów.
Muszę przyznać, że Black Ops był całkiem dobrą częścią, miał fajny klimat Wojny Zimowej. Bronie, pojazdy, lokacje, historia były pomysłowo zaprojektowane, chociaż ta ostatnia była... hm, dziwna. "Toczyły" się tam wątki nie podobne do żadnej innej poprzedniej części. Pod koniec zastanawiasz się czy gram w CoDa czy w FarCry'a 3/4 (chodzi mi o "wizje").
Sequel BO - z przykrością informuję - jest gorszy niż jedynka, ale już lepszy od BO3, o której wpierw wspomnę. "Trójka" to już tragedia, nawet nie wiem jakie są wątki wspólne między poprzednikami i nie chcę wiedzieć. Są tam sceny jak z horroru, prawie że jumpscary (!) brutalność jest porównywalna do Dooma (!!) (no może trochę przesadzam, ale odrywanie członków ciała - check). Jedynym miłym dodatkiem było dodanie kampanii Co-op dla 4-rech graczy.
- "dobra nie hejtuj Black Opsów, mów co masz do powiedzenia."
Dobra, spokojnie, już mówię.
W BO2 wcielamy się w Sekcję, znanego jako David Mason, syna głównego bohatera "jedynki". Głównym nemezis Woodsa, Hudsona oraz kilku znajomych z poprzedniczki, będzie Menendez. Przed premierą twórcy - Activition - ogłaszali, że zrobili najbardziej charyzmatycznego antagonistę. Tak, mieli rację, mamy do czynienia z bardzo barwnym Głównym Złym, dobrze napisanym, a jego życie śledzimy od początku do końca, dlaczego stał się "zły" itp. Warte dodania jest to, że gra czasami daje nam wybór, np. Zabić czy Pojmać itp, a finał daje nam dwie opcje zakończenia przygody. Mamy też zestaw do otwierania zamkniętych dzwi (opcjonalne), co owocuje w nowe gadżety zagłady.
Sprytnie poprowadzono kampanie - gra wrzuca nas do ok. 1986r. (tam wcielamy w Alexa Masona), by w następnej misji przenieś do 2025 (główna oś fabularna), gdzie mamy o wiele lepsze gadżety, takie jak celownik wykrywający ludzi przez ściany, drony, a nawet snajperkę tak mocną jak RPG! (Nawet lepszą, bo pociski umieją przebijać się przez nawet 5 ścian/samochodów). Fajnie, że autorzy dali nam możliwość "kustomizowania" broni i dodatków dodając wybór granatów, celowniki, magazynki, a nawet skórki do tychże cacków. Oprócz oprzyrządowania mamy perki, które dają nam, np. szybsze przeładowywanie, wszystko ustawimy wedle woli.
Z fabułą idą też misje poboczne, gdzie sterujemy własnym oddziałem, dajemy im rozkazy, ale też się w nich przełączać (w wieżyczki i "czołgusie" też). Niestety, zagrałem by sprawdzić, wyszedłem z misji po ciężkiej walce... ze sterowaniem.
O multiplayer nic nie napiszę, bo przecież wiecie o co tam biega - prujemy z dział do innych w różnych trybach gry. Tak samo jest z trybem Zombies. Z maksymalnie czterema przyjaciółmi odpieramy fale zombiaków.
Ze strony trochę technicznej: pamiętacie gameplay z E3? Ten z autostradą i samolotami lepszymi od F16? Twórcy przegięli z przedostatnią misją, którą "nawiedza" więcej wybuchów, niż chyba w całej grze... Oczopląs gwarantowany, no ale w sumie do tego przyzwyczaiły nas inne części cyklu. Pochwalę, że na GTX660 działa na Ultra w stałych 60 fps, chociaż ostatnia misja momentami przycinała do 30 fpsów.
Nie zrozumcie mnie źle - nie hejtuję CoDów w przyszłości, ale Black Opsy (oprócz "jedynki") są za odmienne od "topowych" przedstawicieli "rodziny Call of Duty". To dobra strzelanina, ale tylko przyzwoity CoD. Advance Warfare było bardzo ciekawe i fajne (chyba przez zatrudnienie Kevina Spacey'ego :P).
Napiszcie jaka jest Wasza ulubiona odsłona i czy popieracie moje zdania. Ja wolę wrócić do czasów Modern Warfare...