Powiem szczerze, że na nowym Homefrontem byłem bardzo zaciekawiony. Temat okupacji i rewolucji jest dobry do opowiadania ciekawych historii, budowania zaszczucia i beznadziejnych walk ze zbyt ciężkim przeciwnikiem. Podobał mi się pomysł otwartego świata, a grafika — wtedy, na targach E3 - wgniatała w fotel. I co z tego wyszło? Nie to, na co czekaliśmy. Ale wszystko po kolei.
Durnowatość pospolita
Fabuła gry już z początku wydaje się durna. Otóż Korea Północna napada na USA. Żółci wygrali, a kraj został podzielony na strefy żółte (czyt. Getta) i czerwone (zabronione dla zwykłych obywateli). Ruch Oporu próbuje zwalczyć okupanta. Jednym rewolucjonistów jest nasz protagonista - Ethan Brady (który nie przemówi nawet jedno zdanie przez całą grę). Chłoptaś zostaje złapany przez KAL (czyli milicję), jednakże ratuje go Ben Walker (który sam potem wpada w ich sidła). Tak się zaczyna ok. 20-godzinna męczarnia tępym scenariuszem. Klisze, przewidywalność, a tym bardziej bezsensowność gra(ją) tu dużą rolę. Jeśli bohater nic nie mówi, nie możemy nawet się z nim utożsamić. Inne NPC są zarysowani dobrze, choć decyzje przez nich podejmowane, lekko mówiąc, dziwią. Bo tak: na początku trafiamy do bazy Ruchu Oporu, ale zostajemy złapani, torturują nas, aż przyjdzie szef organizacji i powie, że na pewno jesteśmy ci dobrzy i w ogóle po chwili dostajemy pistolet i zlecane są nam trudne misje i wywoływanie strajków.
Gameplayowa szachownica
Przejdźmy do rozgrywki, która nawet daje radę. Jest niesamowicie podobna do serii Far Cry, więc weterani od razu się tu odnajdą. Mamy więc typowe szafki z bronią, zbieranie śmieci z np. koszy czy komputerów, czy przejmowanie posterunków (i oczywiście coś w stylu wierz radiowych). Powiem, że przyjemnie się odhacza kolejne znaczniki, bo do każdego budynku trzeba się jakoś wdrapać. Wymaga to trochę sprytu, spostrzegawczości i używania zabawek, które nosimy ze sobą, takie jak samochód zdalnie sterowany czy ładunki EMP.
W specjalnych szafkach możemy dokupić bronie (od pistoletów, karabinów, po kuszę), modyfikacje do broni i postaci. Kupujemy także różne rodzaje zabawek wspomnianych powyżej, możemy wykupić, że rurobomba będzie detonowana z telefonu, a nie zwyczajnie rzucana. Do ich stworzenia potrzebne będą części i składniki porozrzucane po całym świecie gry (w ww. koszach czy komputerach). Największym ficzerem gry miała być sekundowa przemiana np. karabinu w wyrzutnie rakiet. Choć wygląda to fajnie, choć durne, to się przydaje, kiedy musimy zmienić cichy pistolet na p. maszynowy. Tylko że to trwa strasznie długo, więc jak walczymy w środku walki, przez chwilę jesteśmy bezbronni (bo nie można przerwać animacji). Ważne, że każdą bronią strzela się inaczej i bardzo przyjemnie.
Walka dobra z beznadzieją
Świat HF:TH składa się z kilku stref, pomiędzy którymi poruszamy się metrem. Żółte strefy do główna atrakcja gry. Bardzo dobrze chronione przez KAL, więc musimy ich unikać, bo jedna mała rozróba doprowadzi do ściągnięcia na nas całej fali wrogów. Możemy ich zgubić, chowając się w np. kontenerach na śmieci. Głównym celem jest odbicie tej dzielnicy, ale najpierw trzeba wszcząć bunt. Musimy więc zdobyć reputacje, likwidując/zdobywając kolejne placówki, tworząc kolejne kryjówki czy wyłączając propagandę. Twórcy całkiem ciekawie podeszli do tematu i można, te fragmenty w gettach, uznać za najciekawszymi momentami w grze. Strefy czerwone to zwykłe wydłużanie gry — pusto na ulicach, zabicie wroga prawie nikogo nie alarmuje itp.
I tyle z plusów. Naprawdę, jest za dużo wad. Błędy są wszędzie — raz można wylecieć poza mapę, innym razem skrypty się zepsują, czasami są niewidzialni, nieśmiertelni wrogowie, nawet menu startowe nie działa dobrze, a jest o wiele więcej baboli. Mogę Wam podać argument, że jest aż tak źle — pod koniec gry, w jednym ze schronów, znalazłem automat. Zdziwiłem się, że jest sprawny. Włączyłem, a moim oczom ukazał się napis "TimeSplitters 2". Jest to gra z czasów PS2 (o której nigdy nie słyszałem). Dałem szansę. I wiecie co? Jedna stara gra wrzucona jako bonus bardziej mnie wciągnęła niż cały opisywany tytuł. Aż nie chciałem wracać do tego stwora-potwora.
Tak więc nowy Homefront nie jest warty swojej ceny, choć jakby była na wyprzedaży za max. 5-6 euro to może... Mało jest gier o takiej tematyce, więc trzeba brać, co dają, ale fani "FarCryowania" na pewno docenią tą potworzynę Dambuster Studios.
----------------------------------------------------------------------------------------------------
Miałem także dostęp do wszystkich DLC "The Voice of freedom" i "Aftermatch" i "Beyond the Walls". Pierwszy jest prequelem do fabuły. Poznajemy tam losy Walkera przed jego złapaniem na samym początku podstawki. I powiedzmy, że krótki (bo ok. 30-45-minutowy) gameplay trzyma jakiś poziom. To, co mi się spodobało to klimat — opustoszałe (?) metro potrafi przerazić. Z początku nie mamy naszych broni (te znajdujemy po drodze), więc przez większość będziemy pruć z podstawowego pistoletu. Jednakże ewidentnie twórcom się zbytnio nie chciało robić tego prologu (i następnych opowieści) . Postacie się teleportują, poziom trudności jest niebywale podwyższony (nawet na najłatwiejszym), a napisy mają swoje problemy. Po angielsku, bo... polskich nie ma (choć zadania i dzienniki zostały przetłumaczone).
Tak samo jest w drugim dodatku. "Aftermatch" dzieje się po wydarzeniach z głównej osi. Też trwa tyle samo, posiada te same błędy. Cały twist tego DLC to uwolnienie kogoś... Nie będę zdradzał, powiem tylko, że to po prostu płatne zakończenie, co jest oczywiście wielkim świństwem, do tego oba dodatki kosztują prawie 12 euro (!). Rozumiem, kiedy by coś dodawało, nowe bronie, okolice czy bohaterów, ale to klasyczne cięcie kuponów. Do dziś pamiętam świetny dodatek "Bad Blood" do Watch Dogs, który dodawał długi gameplay, nowe funkcje i ciekawą historię. Wracając jeszcze do Aftematch twórcy wprowadzili wręcz genialną rzecz — dali bohaterowi głos. No ja nie wiem, kto na to wpadł. Przez całą podstawkę Brady był niemową, aż tu nagle pyskuje jak najęty. Pięknie opisuje ten dodatek słowa padające na początku - "wolałem, kiedy nic nie mówiłeś".
Ostatnim "wyciągaczem forsy" jest Beyond the Walls. Jest to prawowite zakończenie całej gry. Jak tytuł sugeruje, wyjdziemy ze znanych nam okolic miasta. I to największy plus, bo twórcy stworzyli bardzo ładne, wiejskie tereny, które niestety nie są zbyt duże, a rozgrywka nadal jest mocno liniowa. Niemniej, choć najdroższy, jest już lepszy i dłuższy od dwóch poprzednich, ale o max. 30 minut.
Durnowatość pospolita
Fabuła gry już z początku wydaje się durna. Otóż Korea Północna napada na USA. Żółci wygrali, a kraj został podzielony na strefy żółte (czyt. Getta) i czerwone (zabronione dla zwykłych obywateli). Ruch Oporu próbuje zwalczyć okupanta. Jednym rewolucjonistów jest nasz protagonista - Ethan Brady (który nie przemówi nawet jedno zdanie przez całą grę). Chłoptaś zostaje złapany przez KAL (czyli milicję), jednakże ratuje go Ben Walker (który sam potem wpada w ich sidła). Tak się zaczyna ok. 20-godzinna męczarnia tępym scenariuszem. Klisze, przewidywalność, a tym bardziej bezsensowność gra(ją) tu dużą rolę. Jeśli bohater nic nie mówi, nie możemy nawet się z nim utożsamić. Inne NPC są zarysowani dobrze, choć decyzje przez nich podejmowane, lekko mówiąc, dziwią. Bo tak: na początku trafiamy do bazy Ruchu Oporu, ale zostajemy złapani, torturują nas, aż przyjdzie szef organizacji i powie, że na pewno jesteśmy ci dobrzy i w ogóle po chwili dostajemy pistolet i zlecane są nam trudne misje i wywoływanie strajków.
Gameplayowa szachownica
Przejdźmy do rozgrywki, która nawet daje radę. Jest niesamowicie podobna do serii Far Cry, więc weterani od razu się tu odnajdą. Mamy więc typowe szafki z bronią, zbieranie śmieci z np. koszy czy komputerów, czy przejmowanie posterunków (i oczywiście coś w stylu wierz radiowych). Powiem, że przyjemnie się odhacza kolejne znaczniki, bo do każdego budynku trzeba się jakoś wdrapać. Wymaga to trochę sprytu, spostrzegawczości i używania zabawek, które nosimy ze sobą, takie jak samochód zdalnie sterowany czy ładunki EMP.
W specjalnych szafkach możemy dokupić bronie (od pistoletów, karabinów, po kuszę), modyfikacje do broni i postaci. Kupujemy także różne rodzaje zabawek wspomnianych powyżej, możemy wykupić, że rurobomba będzie detonowana z telefonu, a nie zwyczajnie rzucana. Do ich stworzenia potrzebne będą części i składniki porozrzucane po całym świecie gry (w ww. koszach czy komputerach). Największym ficzerem gry miała być sekundowa przemiana np. karabinu w wyrzutnie rakiet. Choć wygląda to fajnie, choć durne, to się przydaje, kiedy musimy zmienić cichy pistolet na p. maszynowy. Tylko że to trwa strasznie długo, więc jak walczymy w środku walki, przez chwilę jesteśmy bezbronni (bo nie można przerwać animacji). Ważne, że każdą bronią strzela się inaczej i bardzo przyjemnie.
Walka dobra z beznadzieją
Świat HF:TH składa się z kilku stref, pomiędzy którymi poruszamy się metrem. Żółte strefy do główna atrakcja gry. Bardzo dobrze chronione przez KAL, więc musimy ich unikać, bo jedna mała rozróba doprowadzi do ściągnięcia na nas całej fali wrogów. Możemy ich zgubić, chowając się w np. kontenerach na śmieci. Głównym celem jest odbicie tej dzielnicy, ale najpierw trzeba wszcząć bunt. Musimy więc zdobyć reputacje, likwidując/zdobywając kolejne placówki, tworząc kolejne kryjówki czy wyłączając propagandę. Twórcy całkiem ciekawie podeszli do tematu i można, te fragmenty w gettach, uznać za najciekawszymi momentami w grze. Strefy czerwone to zwykłe wydłużanie gry — pusto na ulicach, zabicie wroga prawie nikogo nie alarmuje itp.
I tyle z plusów. Naprawdę, jest za dużo wad. Błędy są wszędzie — raz można wylecieć poza mapę, innym razem skrypty się zepsują, czasami są niewidzialni, nieśmiertelni wrogowie, nawet menu startowe nie działa dobrze, a jest o wiele więcej baboli. Mogę Wam podać argument, że jest aż tak źle — pod koniec gry, w jednym ze schronów, znalazłem automat. Zdziwiłem się, że jest sprawny. Włączyłem, a moim oczom ukazał się napis "TimeSplitters 2". Jest to gra z czasów PS2 (o której nigdy nie słyszałem). Dałem szansę. I wiecie co? Jedna stara gra wrzucona jako bonus bardziej mnie wciągnęła niż cały opisywany tytuł. Aż nie chciałem wracać do tego stwora-potwora.
Tak więc nowy Homefront nie jest warty swojej ceny, choć jakby była na wyprzedaży za max. 5-6 euro to może... Mało jest gier o takiej tematyce, więc trzeba brać, co dają, ale fani "FarCryowania" na pewno docenią tą potworzynę Dambuster Studios.
----------------------------------------------------------------------------------------------------
Miałem także dostęp do wszystkich DLC "The Voice of freedom" i "Aftermatch" i "Beyond the Walls". Pierwszy jest prequelem do fabuły. Poznajemy tam losy Walkera przed jego złapaniem na samym początku podstawki. I powiedzmy, że krótki (bo ok. 30-45-minutowy) gameplay trzyma jakiś poziom. To, co mi się spodobało to klimat — opustoszałe (?) metro potrafi przerazić. Z początku nie mamy naszych broni (te znajdujemy po drodze), więc przez większość będziemy pruć z podstawowego pistoletu. Jednakże ewidentnie twórcom się zbytnio nie chciało robić tego prologu (i następnych opowieści) . Postacie się teleportują, poziom trudności jest niebywale podwyższony (nawet na najłatwiejszym), a napisy mają swoje problemy. Po angielsku, bo... polskich nie ma (choć zadania i dzienniki zostały przetłumaczone).
Tak samo jest w drugim dodatku. "Aftermatch" dzieje się po wydarzeniach z głównej osi. Też trwa tyle samo, posiada te same błędy. Cały twist tego DLC to uwolnienie kogoś... Nie będę zdradzał, powiem tylko, że to po prostu płatne zakończenie, co jest oczywiście wielkim świństwem, do tego oba dodatki kosztują prawie 12 euro (!). Rozumiem, kiedy by coś dodawało, nowe bronie, okolice czy bohaterów, ale to klasyczne cięcie kuponów. Do dziś pamiętam świetny dodatek "Bad Blood" do Watch Dogs, który dodawał długi gameplay, nowe funkcje i ciekawą historię. Wracając jeszcze do Aftematch twórcy wprowadzili wręcz genialną rzecz — dali bohaterowi głos. No ja nie wiem, kto na to wpadł. Przez całą podstawkę Brady był niemową, aż tu nagle pyskuje jak najęty. Pięknie opisuje ten dodatek słowa padające na początku - "wolałem, kiedy nic nie mówiłeś".
Ostatnim "wyciągaczem forsy" jest Beyond the Walls. Jest to prawowite zakończenie całej gry. Jak tytuł sugeruje, wyjdziemy ze znanych nam okolic miasta. I to największy plus, bo twórcy stworzyli bardzo ładne, wiejskie tereny, które niestety nie są zbyt duże, a rozgrywka nadal jest mocno liniowa. Niemniej, choć najdroższy, jest już lepszy i dłuższy od dwóch poprzednich, ale o max. 30 minut.