UWAGA: Recenzję zalecam przeczytać na stronie podanej poniżej, ponieważ znajdziesz na niej m.in. screeny i ocenę końcową. Jednak, jeśli nie chcesz, Twoja wola, pod spodem załączam czysty tekst. Miłej lektury.
https://www.testergier.pl/2021/02/yakuza-0-okiem-nowicjusza-oraz-fana-dlaczego-warto-zagrac.html
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
UWAGA UWAGA: Ten tekst był pisany wraz z kolegą z redakcji. Nie chciałem używać bez pytania jego słów poza portalem, więc NAPRAWDĘ dużo tracicie czytając wpis w tym miejscu (:.
Są takie serie gier, które przez poglądy czy przysłowiową „inność” nie mogą przebić się do wszystkich krajów świata. Chyba najgorzej ma właśnie Japonia, w której powstały niezliczone ilości świetnych tytułów – które niestety przez bariery kulturowe (lub po prostu brak tłumaczenia) nie wylatują poza wyspę.Jedną z takich serii jest Yakuza – powstała w 2006 r. marka w jej rodzimym kraju sprzedaje się rok rocznie w niemałych liczbach. Do nas trafiła dopiero niedawno, a za genezę jej rozkwitu w Europie uważa się czasy omawianej Yakuzy 0 (wydawanej z ogromnymi lukami – od 2015 do 2020 roku). Dziś z moim redakcyjnym kolegą Łukaszem spróbujemy zachęcić was do zapoznania się z tą serią. A warto!
Zanim zaczniemy, kilka słów o autorach tekstów. Ja nie jestem fanem dalekowschodnich dzieł; praktycznie jedyne anime, jakie polubiłem, to Bakugan z 2007 r., oraz gra Ni no Kuni II (mangi nigdy nie polubiłem). Zupełnym przeciwieństwem jest mój dzisiejszy gość – Łukasz to pasjonat wschodniej kultury i wszelakich animacji, filmów czy gier, w tym zwłaszcza z Japonii. Macie więc opinie dwóch osób z dwóch różnych światów. Bardzo polecam zajrzeć do jego wypowiedzi (zaznaczone kolorem zielonym i kursywą), bo zafundował nam niemałą porcję ciekawostek o Kraju Kwitnącej Wiśni.
#1 Hollywodzka fabuła
Rok 1988, Japonia, a dokładnie podtokijskie miasteczko Kamurocho. Poznajemy tutaj Kazumę Kiryū, młodego członka klanu Tojo, który dorabia jako „poborca pożyczek” (i to niezbyt miły, trzeba dodać). Podczas jednego ze zleceń okazuje się, że zwykłe obicie twarzyczki służyło jako wrobienie głównego bohatera w zabójstwo pewnego nieszczęśnika. Od teraz Kiryū i jego znajomi zostają wmieszani w wojnę o tzw. Empty Lot, a sam bohater ma tylko kilka dni na oczyszczenie siebie z zarzutów oraz wyjście z tej bitwy cało. Co ciekawe, Kazuma nie jest jedynym protagonistą tej odsłony. Poznany po kilkunastu godzinach gry Gorō Majima to były yakuza, który pod przykrywką menadżera klubu nocnego stara się powrócić do łask swoich dawnych pracodawców.
Cały czas słyszę, że „Yakuza to takie GTA w Japonii”. Otóż niekoniecznie, historia Kiryū cechuje się przede wszystkim bardzo mocno przyziemną fabułą (a przynajmniej przez większość gry). Dajmy tego GTA jako kontrprzykład. Tam, choć policja jest największym przeciwnikiem, trudno ją brać na poważnie. Tutaj za to od początku gra jasno pokazuje – jeśli mundurowi dojdą do naszego bohatera, nie ma zmiłuj. (A doprowadziło to „tylko” do zabójstwa jednego cywila). Widzicie więc, że to, co GTA robi jako element gameplayu i swobody dla gracza, tu jest częścią świata przedstawionego. Zapomnijcie tutaj o pojazdach, strzelaninach z wojskiem, ogromnym otwartym świecie czy otwartej strukturze wyboru misji. To liniowa, ale rozbudowana historia o honorze, zemście, dążeniu po trupach do celu.
Warto zaznaczyć jeszcze dwie rzeczy – niech zabawne gameplaye „In a Nutchell” oraz memy z Baka Mitai na czele niech was nie zwiodą. Yakuza to nie historia o mordercy, który po robocie idzie na karaoke i łowi rekina przy brzegu. Wszelkie aktywności poboczne są… poboczne. Gdy oderwiemy się od nurtu znakomitej historii, możemy zabawić się w co chcemy i odpocząć od problemów „dnia codziennego”. Po drugie – „Zero” jest prequelem pierwszej części gry, a więc jeśli chcecie poznać historię Kiryū i powracającym jako postać drugoplanowa Majimy, to właśnie zacznijcie od tej części.
#2 Realne, żywe Kamurocho
Wspomniane już Kamurocho to jedne z najbardziej realistycznych miast ukazanych w grach wideo. Oczywiście GTA robi to też bardzo dobrze, jednak Yakuza mami nas najdrobniejszymi szczegółami. To żywe miasto, z – zazwyczaj – naturalnie zachowującymi się ludźmi: możemy zauważyć, że np. wychodzą z domów czy spotykają się ze znajomymi. Co krok możemy znaleźć najróżniejsze restauracje (jedzenie lokalne, włoskie czy dopiero raczkujące fast foody), hotele, urzędy, parki, czy sklepy z luksusowym towarem. Gdy mamy wolną chwilę, możemy zagrać w rzutki, bilard, kręgle, pójść na dyskotekę, do klubu z karaoke i wiele, wiele innych (a minigry same w sobie są naprawdę przyjemne). Aktywności tu ogrom, a sporo z nich ma również własne zadania poboczne i inne wyzwania. Dochodzi do tego setka (!) zadań pobocznych – różnego rodzaju i długości – które dają nam odetchnąć od w dużej mierze pompatycznej historii. Questy poboczne są ciekawe, zajmujące i niekiedy naprawdę zrobione z humorem (o nim piszemy w dalszej części tekstu). Do tego substories przypominają o sobie nawet po ich wykonaniu – dla przykładu, uratowany dzień wcześniej chłop zechce pomóc nam w prowadzeniu biura nieruchomości. Tak więc obcowanie z zupełnie inną kulturą, architekturą miasta i usługami to duży plus sam w sobie.
#3 To nie jest jRPG
Jeżeli widzicie frazesy „Japonia” i „RPG” obok siebie, oczywistym są przejawki w postaci Final Fantasy czy Pokemonów – turowe walki, tworzenie drużyny i ogrom grindu. Serię Yakuza (z wyjątkiem najnowszej odsłony, Like a Dragon) można nazwać faktycznym, zachodnim RPG – walki są bardzo dynamiczne, rozgrywane w czasie rzeczywistym (po uprzedniej krótkiej cut-scence), bez udziwnień, magii czy summonów. Obijanie gęb jest naprawdę przyjemne, efektowne (finishery!) i całkiem brutalne. Jeżeli graliście w Sleeping Dogs*, system walki jest tam bliźniaczy. Do wyboru mamy po trzy style walki dla każdej postaci i spore drzewko umiejętności. Skille odblokujemy za pomocą pieniędzy (ale także za wykonywanie questów), te zarabiamy m.in. walcząc z wrogami lub chodzącymi po mapie minibossami, czy za pomocą biznesów. Tych mamy dwa, jeden na głowę. Jako Kiryū będziemy kupować nieruchomości i przypisywać do nich menadżerów/ochronę, a po stronie Majimy poprowadzimy klub z hostessami. Obie minigry wymagają sporo czasu, by je rozkręcić, więc niestety czeka nas grind. Warto zadbać o nie pomiędzy kolejnymi rozdziałami, by porządnie rozwinąć naszą postać pod koniec gry. Każdy biznes ma także swoją, bardzo długą fabułę. Wracając jeszcze do walki, sprawdźcie, jak wygląda to w akcji w poniższym filmiku.
*swoją drogą polecam sprawdzić Sleeping Dogs, jeżeli naprawdę nie jesteście przekonani do Yakuzy. To połączenie GTA i właśnie tej gry, podane w bardziej „zachodni” sposób.
#4 Japoński humor? Niekoniecznie
Łączenie dramatu z komedią, sprośne żarty czy absurdalne motywy fantasty w poważnych historiach. Nie da się ukryć, że (daleko)wschodni humor jest specyficzny dla typowego odbiorcy z zachodniego świata. Jak jest w Yakuzie? Zależy, na jaki element gry spojrzycie – fabuła od pierwszych sekund jest nastawiona na bardzo realne przedstawienie świata. Trochę inaczej jest w zadaniach pobocznych. Większość z nich ma o wiele lżejszą atmosferę. Dla przykładu pomożemy parze rozwiązać krzyżówkę czy pokłócimy się ze wpychającą się w kolejkę kobietą, ale znajdą się też mroczniejsze historie, takie jak dołączenie do kultu. Najgorzej jest z pewnymi minigrami i questami, głównie z usługami dla dorosłych, jak oglądanie porno (tak!) czy rozmowy telefoniczno-randkowe. Tam absurd sięga zenitu i może zniechęcić części z was. Jednak elementy te nie pojawiają się w głównej historii. Za to dialogi naprawdę trzymają poziom, a do tego są zabawne nawet dla nas. Grałem w Ni no Kuni II oraz Gravity Rush, gdzie były pisane chyba na kolanie po przedawkowaniu alkoholu. Oczywiście – musicie mieć dystans, bo zdarzają się absurdy w postaci rzucania sofami czy szalonych stylów walk, jednak naprawdę nie przeszkadza to w odbiorze całości.
#5 Minusy? Te rzeczy warto wiedzieć
Na koniec warto wspomnieć o tym, że gra, choć warta zagrania, nie jest idealna. Niektóre aspekty (już stricte growe, a nie dotyczące treści) mogą być łyżką dziegciu w tym modzie.
PodsumowanieKupując Yakuzę 0 byłem przygotowany, na to, co ujrzę – niby dobrą fabułę, ale z absurdalnymi wątkami. Przyznam jednak, że nie doceniałem gier z Dalekiego Wschodu – ani w przypadku Hideo Kojimy, ani Yakuzy. „Zero” to świetna fabuła, oblana toną jakościowej zawartości, jednak trzeba jej poświęcić tak dużo czasu, że nie jest to tytuł dla wszystkich. Jeżeli lubicie rozbudowane RPG na długie godziny z przyjemnym systemem walki lub chcecie poznać świetną historię trwającą 30 godzin, z masą cut-scenek i dialogów – warto się przekonać i poznać tą niedocenianą u nas serię.
https://www.testergier.pl/2021/02/yakuza-0-okiem-nowicjusza-oraz-fana-dlaczego-warto-zagrac.html
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
UWAGA UWAGA: Ten tekst był pisany wraz z kolegą z redakcji. Nie chciałem używać bez pytania jego słów poza portalem, więc NAPRAWDĘ dużo tracicie czytając wpis w tym miejscu (:.
Są takie serie gier, które przez poglądy czy przysłowiową „inność” nie mogą przebić się do wszystkich krajów świata. Chyba najgorzej ma właśnie Japonia, w której powstały niezliczone ilości świetnych tytułów – które niestety przez bariery kulturowe (lub po prostu brak tłumaczenia) nie wylatują poza wyspę.Jedną z takich serii jest Yakuza – powstała w 2006 r. marka w jej rodzimym kraju sprzedaje się rok rocznie w niemałych liczbach. Do nas trafiła dopiero niedawno, a za genezę jej rozkwitu w Europie uważa się czasy omawianej Yakuzy 0 (wydawanej z ogromnymi lukami – od 2015 do 2020 roku). Dziś z moim redakcyjnym kolegą Łukaszem spróbujemy zachęcić was do zapoznania się z tą serią. A warto!
Zanim zaczniemy, kilka słów o autorach tekstów. Ja nie jestem fanem dalekowschodnich dzieł; praktycznie jedyne anime, jakie polubiłem, to Bakugan z 2007 r., oraz gra Ni no Kuni II (mangi nigdy nie polubiłem). Zupełnym przeciwieństwem jest mój dzisiejszy gość – Łukasz to pasjonat wschodniej kultury i wszelakich animacji, filmów czy gier, w tym zwłaszcza z Japonii. Macie więc opinie dwóch osób z dwóch różnych światów. Bardzo polecam zajrzeć do jego wypowiedzi (zaznaczone kolorem zielonym i kursywą), bo zafundował nam niemałą porcję ciekawostek o Kraju Kwitnącej Wiśni.
#1 Hollywodzka fabuła
Rok 1988, Japonia, a dokładnie podtokijskie miasteczko Kamurocho. Poznajemy tutaj Kazumę Kiryū, młodego członka klanu Tojo, który dorabia jako „poborca pożyczek” (i to niezbyt miły, trzeba dodać). Podczas jednego ze zleceń okazuje się, że zwykłe obicie twarzyczki służyło jako wrobienie głównego bohatera w zabójstwo pewnego nieszczęśnika. Od teraz Kiryū i jego znajomi zostają wmieszani w wojnę o tzw. Empty Lot, a sam bohater ma tylko kilka dni na oczyszczenie siebie z zarzutów oraz wyjście z tej bitwy cało. Co ciekawe, Kazuma nie jest jedynym protagonistą tej odsłony. Poznany po kilkunastu godzinach gry Gorō Majima to były yakuza, który pod przykrywką menadżera klubu nocnego stara się powrócić do łask swoich dawnych pracodawców.
Cały czas słyszę, że „Yakuza to takie GTA w Japonii”. Otóż niekoniecznie, historia Kiryū cechuje się przede wszystkim bardzo mocno przyziemną fabułą (a przynajmniej przez większość gry). Dajmy tego GTA jako kontrprzykład. Tam, choć policja jest największym przeciwnikiem, trudno ją brać na poważnie. Tutaj za to od początku gra jasno pokazuje – jeśli mundurowi dojdą do naszego bohatera, nie ma zmiłuj. (A doprowadziło to „tylko” do zabójstwa jednego cywila). Widzicie więc, że to, co GTA robi jako element gameplayu i swobody dla gracza, tu jest częścią świata przedstawionego. Zapomnijcie tutaj o pojazdach, strzelaninach z wojskiem, ogromnym otwartym świecie czy otwartej strukturze wyboru misji. To liniowa, ale rozbudowana historia o honorze, zemście, dążeniu po trupach do celu.
Warto zaznaczyć jeszcze dwie rzeczy – niech zabawne gameplaye „In a Nutchell” oraz memy z Baka Mitai na czele niech was nie zwiodą. Yakuza to nie historia o mordercy, który po robocie idzie na karaoke i łowi rekina przy brzegu. Wszelkie aktywności poboczne są… poboczne. Gdy oderwiemy się od nurtu znakomitej historii, możemy zabawić się w co chcemy i odpocząć od problemów „dnia codziennego”. Po drugie – „Zero” jest prequelem pierwszej części gry, a więc jeśli chcecie poznać historię Kiryū i powracającym jako postać drugoplanowa Majimy, to właśnie zacznijcie od tej części.
#2 Realne, żywe Kamurocho
Wspomniane już Kamurocho to jedne z najbardziej realistycznych miast ukazanych w grach wideo. Oczywiście GTA robi to też bardzo dobrze, jednak Yakuza mami nas najdrobniejszymi szczegółami. To żywe miasto, z – zazwyczaj – naturalnie zachowującymi się ludźmi: możemy zauważyć, że np. wychodzą z domów czy spotykają się ze znajomymi. Co krok możemy znaleźć najróżniejsze restauracje (jedzenie lokalne, włoskie czy dopiero raczkujące fast foody), hotele, urzędy, parki, czy sklepy z luksusowym towarem. Gdy mamy wolną chwilę, możemy zagrać w rzutki, bilard, kręgle, pójść na dyskotekę, do klubu z karaoke i wiele, wiele innych (a minigry same w sobie są naprawdę przyjemne). Aktywności tu ogrom, a sporo z nich ma również własne zadania poboczne i inne wyzwania. Dochodzi do tego setka (!) zadań pobocznych – różnego rodzaju i długości – które dają nam odetchnąć od w dużej mierze pompatycznej historii. Questy poboczne są ciekawe, zajmujące i niekiedy naprawdę zrobione z humorem (o nim piszemy w dalszej części tekstu). Do tego substories przypominają o sobie nawet po ich wykonaniu – dla przykładu, uratowany dzień wcześniej chłop zechce pomóc nam w prowadzeniu biura nieruchomości. Tak więc obcowanie z zupełnie inną kulturą, architekturą miasta i usługami to duży plus sam w sobie.
#3 To nie jest jRPG
Jeżeli widzicie frazesy „Japonia” i „RPG” obok siebie, oczywistym są przejawki w postaci Final Fantasy czy Pokemonów – turowe walki, tworzenie drużyny i ogrom grindu. Serię Yakuza (z wyjątkiem najnowszej odsłony, Like a Dragon) można nazwać faktycznym, zachodnim RPG – walki są bardzo dynamiczne, rozgrywane w czasie rzeczywistym (po uprzedniej krótkiej cut-scence), bez udziwnień, magii czy summonów. Obijanie gęb jest naprawdę przyjemne, efektowne (finishery!) i całkiem brutalne. Jeżeli graliście w Sleeping Dogs*, system walki jest tam bliźniaczy. Do wyboru mamy po trzy style walki dla każdej postaci i spore drzewko umiejętności. Skille odblokujemy za pomocą pieniędzy (ale także za wykonywanie questów), te zarabiamy m.in. walcząc z wrogami lub chodzącymi po mapie minibossami, czy za pomocą biznesów. Tych mamy dwa, jeden na głowę. Jako Kiryū będziemy kupować nieruchomości i przypisywać do nich menadżerów/ochronę, a po stronie Majimy poprowadzimy klub z hostessami. Obie minigry wymagają sporo czasu, by je rozkręcić, więc niestety czeka nas grind. Warto zadbać o nie pomiędzy kolejnymi rozdziałami, by porządnie rozwinąć naszą postać pod koniec gry. Każdy biznes ma także swoją, bardzo długą fabułę. Wracając jeszcze do walki, sprawdźcie, jak wygląda to w akcji w poniższym filmiku.
*swoją drogą polecam sprawdzić Sleeping Dogs, jeżeli naprawdę nie jesteście przekonani do Yakuzy. To połączenie GTA i właśnie tej gry, podane w bardziej „zachodni” sposób.
#4 Japoński humor? Niekoniecznie
Łączenie dramatu z komedią, sprośne żarty czy absurdalne motywy fantasty w poważnych historiach. Nie da się ukryć, że (daleko)wschodni humor jest specyficzny dla typowego odbiorcy z zachodniego świata. Jak jest w Yakuzie? Zależy, na jaki element gry spojrzycie – fabuła od pierwszych sekund jest nastawiona na bardzo realne przedstawienie świata. Trochę inaczej jest w zadaniach pobocznych. Większość z nich ma o wiele lżejszą atmosferę. Dla przykładu pomożemy parze rozwiązać krzyżówkę czy pokłócimy się ze wpychającą się w kolejkę kobietą, ale znajdą się też mroczniejsze historie, takie jak dołączenie do kultu. Najgorzej jest z pewnymi minigrami i questami, głównie z usługami dla dorosłych, jak oglądanie porno (tak!) czy rozmowy telefoniczno-randkowe. Tam absurd sięga zenitu i może zniechęcić części z was. Jednak elementy te nie pojawiają się w głównej historii. Za to dialogi naprawdę trzymają poziom, a do tego są zabawne nawet dla nas. Grałem w Ni no Kuni II oraz Gravity Rush, gdzie były pisane chyba na kolanie po przedawkowaniu alkoholu. Oczywiście – musicie mieć dystans, bo zdarzają się absurdy w postaci rzucania sofami czy szalonych stylów walk, jednak naprawdę nie przeszkadza to w odbiorze całości.
#5 Minusy? Te rzeczy warto wiedzieć
Na koniec warto wspomnieć o tym, że gra, choć warta zagrania, nie jest idealna. Niektóre aspekty (już stricte growe, a nie dotyczące treści) mogą być łyżką dziegciu w tym modzie.
- Długość gry – wada i zaleta w jednym. Sama fabuła starcza na 30 godzin, jednak ilość aktywności jest tak duża, że nawet bez robienia gry na 100% zajmie wam ponad dwa razy tyle. Musicie faktycznie mieć sporo zarezerwowanego czasu, by przejść Yakuzę tak, jak należy.
- Brak autozapisów – w grze zapisujemy grę za pomocą budek telefonicznych lub zwyczajnie telefonów. Ten minus jeszcze bardziej zaognia problem, jeżeli nie macie zbyt dużo czasu na grę.
- Spory grind – wydawać gotówki będziemy całkiem sporo. Aby ją zdobyć, musimy albo grindować biznesy, albo łupać się z wrogami. W moim przypadku musiałem w pewnym momencie zostawić na trochę komputer, by zebrać pieniądze na kolejne nieruchomości. Czy potrzebujecie go uprawiać, jeśli nie interesują was poboczne aktywności? Raczej nie, tym bardziej na niskim poziomie trudności.
- Poprowadzenie fabuły i backtracking – nie chodzi mi o samą oś fabularną. Podczas robienia aktywności pobocznych, główny wątek może szybko wylecieć z pamięci. Zaangażujemy się tak bardzo w wyścigi samochodowe, że zapomnimy, gdzie i co tak właściwie mamy zrobić.
- Brak angielskiego dubbingu oraz spolszczenia – choć brak angielskich aktorów nie jest wg mnie wadą (dzięki temu jeszcze bardziej wczuwasz się w świat), to brak polskich napisów może sprawić niektórym problem; tym bardziej, gdy jest ich w grze niemało.
- Sterowanie na PC – sama SEGA poleca grać na padzie niżeli na myszce + klawiaturze.
PodsumowanieKupując Yakuzę 0 byłem przygotowany, na to, co ujrzę – niby dobrą fabułę, ale z absurdalnymi wątkami. Przyznam jednak, że nie doceniałem gier z Dalekiego Wschodu – ani w przypadku Hideo Kojimy, ani Yakuzy. „Zero” to świetna fabuła, oblana toną jakościowej zawartości, jednak trzeba jej poświęcić tak dużo czasu, że nie jest to tytuł dla wszystkich. Jeżeli lubicie rozbudowane RPG na długie godziny z przyjemnym systemem walki lub chcecie poznać świetną historię trwającą 30 godzin, z masą cut-scenek i dialogów – warto się przekonać i poznać tą niedocenianą u nas serię.