W 2013 był przełomowym rokiem dla Lary Croft. Wtedy powstał całkowity reboot serii. Z bohaterki, która niczym emancypantka z XIX wieku wpychała się pośród męskich bohaterów, twardych jak Terminator (za sprawą, ekhm, kwadratowych wiecie-co) w dziewczynę, która płacze przy zabitej sarnie. Jednak odświeżenie najbardziej znanej kobiety w grach się udało, trafnie wyprowadzając prawy sierpowy m.in. Uncharted. Wróćmy więc przez chwilę do czasów, w których, jak mówią twórcy "legenda się narodziła".
Wypad na wczasy
Młodą Larę poznajemy, gdy wraz z ekipą płyniemy na wyspę Yamatai w odnalezieniu starożytnej cywilizacji (nazwanej tak samo jak). Sytuacja się komplikuje, gdy sztorm niszczy statek, a my, lądując na owej wyspie, próbujemy przeżyć nie tylko przed fauną, ile innymi ocalałymi sprzed kilku lat...
Najlepszą zaletą historii jest to, jak ona jest opowiadana. Znaczną część poznajemy poprzez opcjonalne dzienniki (zdubbingowane). Poza tym możemy wyruszać do grobowców lub zwiedzać ruiny wiosek. Każde miejsce może przynieść jakiś skrawek informacji na temat świata. Niestety, główna oś, choć wykonana dobrze, potyka się o tysiące niedoróbek fabularnych, dziwactw i nie dorzeczności. Pod koniec zabawy mamy zbyt wiele niedomkniętych pytań. Poza tym gra trochę zbyt się rozciąga. Ujmując w jednym zdaniu - eksploracja i poszukiwanie drobnych prawd lepsze od głównego dania.
Ruiny, arsenał, akcja!
Jak już przy świecie gry jesteśmy. Pochodzimy po quasi-otwartej wyspie, podzielonej na nie duże tereny. Mamy np. bazę wojskową — zewnętrze i wewnętrzne tereny są osobnymi rejonami z własnymi znajdźkami (bez ekranów ładowania), do których możemy wracać. Takich rejonów jest naprawdę sporo z wieloma rzeczami do zebrania (za zbieranie ich dostajemy Exp. oraz grafiki koncepcyjne). Mnie skończenie gry w 90% zajęło ok. 12 godzin.
Wspomniane doświadczenie wydajemy, jak wiadomo, w drzewku rozwoju podzielone na trzy działy. Najprzydatniejszy to Przetrwanie, gdzie wykupimy np. odzyskiwanie strzał, więcej surowców ze skrzyń i trupów czy umiejętności pomocne przy szukaniu dokumentów itp. Druga to Łowy (więcej "expa" przy zabijaniu itd.), trzecia — Awanturnik (bicie czekanem i uniki). Pod koniec gry praktycznie nie ma żadnych ciekawych umiejętności do nauczenia, więc także jest mniejsza ochota na robienie pobocznych aktywności.
Dalej mamy bronie. Fanów BF czy COD'a muszę zasmucić. Do rąk dostaniemy tylko 4 bronie. Łuk (strzał jest tyle, że możemy z niego strzelać jak z automatu), pistolet, strzelbę i karabin. Fajne jest to, że po drodze znajdujemy części do nich, dzięki którym rozwijamy broń. Znajdziemy w skrzyniach trzy elementy — tworzymy ze starego karabinu z II w.ś. znacznie nowoczesny. (Nie pytajcie, jak ona to robi...). Za zdobyty złom (czytaj: waluta) zwiększamy magazynek czy dołączamy tłumik. Ten ostatni może się przydać, bo możliwe jest także czajenie się na wrogów i duszenie ich z ukrycia. Nie zawsze, bo dużo tutaj wybuchów i oskryptowanych zdarzeń niczym z sąsiedniej marki z Nathanem Drake'iem na czele, lecz w większości mamy wybór jak pokonać wrogów. Co nie mogę powiedzieć o samej historii, która jest diabelnie liniowa.
Z głównych rzeczy to chyba tyle. Skaczemy, rozwiązujemy zagadki, zabijamy, badamy ruiny. I tak w kółko. Nie zrozumcie mnie źle, Tomb Raider jest przyjemny: łamigłówki są łatwe, a zginąć trudno. Po ciężkim dniu można włączyć tylko po to, by błąkać się po dzikiej puszczy, wrakach statków, czy niebezpiecznych jaskiniach pełnych czaszek szukając pradawnych antyków. Jednak hardcorowców, którzy muszą mieć ręcznik przy sobie, grając w Dark Souls raczej stara-nowa Lara nie zachęci.
Oddzielony pierwiastek
Mamy także multiplayer. Zrobiony na siłę, ale jednak. Do wyboru dostajemy 4 tryby i 5 map. Matchmaking dzisiaj to ok. 3 minuty czekania. Patrzyłem w południe, podczas dużej wyprzedaży na Steam. Nawet jak się zbierze tych min. 4 ludków i gra wystartuje, bardzo szybko się okazuje, że to podróba multi z Uncharted — dwie ekipy, jakiś cel, niszczenie się nawzajem. Nie wiem, czy warto się cokolwiek o tym rozpisywać. Za chwilę tryb wieloosobowy będzie zapomniany, na rzecz kampanii. Na plus wychodzi rozwój postaci (kupowanie nowych, skille etc.), kierowanie kimś innym niż główna bohaterka. Za minus - kończąc grę było 3-ech na 1-nego gracza...
Gdzie te kwadraty?
Grafika do dzisiaj nie odstaje aż tak, jednak najbardziej zestarzały się twarze... Ale da się to przełknąć. Dobrze wygląda za to otoczenie, elementy środowiska i lokacje. Wraz z dobrą muzyką ze świetnym głównym motywem stanowi dziś bardzo dobry przysmak. Co z tego, że dziś drugie główne danie ma więcej dodatków, przez co jest smaczniejsze. Nawet jak kucharz nie wiedział, czy jego na nowo przyrządzona potrawa będzie dobra, zrobił to od serca. I — w mojej opinii — wyszło mu to lepiej od jego następnego dania.*
*Jeśli chcecie, abym mówił po ludzku: Tomb Raider z 2013 to dobra gierka, która o wiele bardziej mi się spodobała od jej następczyni.
Wypad na wczasy
Młodą Larę poznajemy, gdy wraz z ekipą płyniemy na wyspę Yamatai w odnalezieniu starożytnej cywilizacji (nazwanej tak samo jak). Sytuacja się komplikuje, gdy sztorm niszczy statek, a my, lądując na owej wyspie, próbujemy przeżyć nie tylko przed fauną, ile innymi ocalałymi sprzed kilku lat...
Najlepszą zaletą historii jest to, jak ona jest opowiadana. Znaczną część poznajemy poprzez opcjonalne dzienniki (zdubbingowane). Poza tym możemy wyruszać do grobowców lub zwiedzać ruiny wiosek. Każde miejsce może przynieść jakiś skrawek informacji na temat świata. Niestety, główna oś, choć wykonana dobrze, potyka się o tysiące niedoróbek fabularnych, dziwactw i nie dorzeczności. Pod koniec zabawy mamy zbyt wiele niedomkniętych pytań. Poza tym gra trochę zbyt się rozciąga. Ujmując w jednym zdaniu - eksploracja i poszukiwanie drobnych prawd lepsze od głównego dania.
Ruiny, arsenał, akcja!
Jak już przy świecie gry jesteśmy. Pochodzimy po quasi-otwartej wyspie, podzielonej na nie duże tereny. Mamy np. bazę wojskową — zewnętrze i wewnętrzne tereny są osobnymi rejonami z własnymi znajdźkami (bez ekranów ładowania), do których możemy wracać. Takich rejonów jest naprawdę sporo z wieloma rzeczami do zebrania (za zbieranie ich dostajemy Exp. oraz grafiki koncepcyjne). Mnie skończenie gry w 90% zajęło ok. 12 godzin.
Wspomniane doświadczenie wydajemy, jak wiadomo, w drzewku rozwoju podzielone na trzy działy. Najprzydatniejszy to Przetrwanie, gdzie wykupimy np. odzyskiwanie strzał, więcej surowców ze skrzyń i trupów czy umiejętności pomocne przy szukaniu dokumentów itp. Druga to Łowy (więcej "expa" przy zabijaniu itd.), trzecia — Awanturnik (bicie czekanem i uniki). Pod koniec gry praktycznie nie ma żadnych ciekawych umiejętności do nauczenia, więc także jest mniejsza ochota na robienie pobocznych aktywności.
Dalej mamy bronie. Fanów BF czy COD'a muszę zasmucić. Do rąk dostaniemy tylko 4 bronie. Łuk (strzał jest tyle, że możemy z niego strzelać jak z automatu), pistolet, strzelbę i karabin. Fajne jest to, że po drodze znajdujemy części do nich, dzięki którym rozwijamy broń. Znajdziemy w skrzyniach trzy elementy — tworzymy ze starego karabinu z II w.ś. znacznie nowoczesny. (Nie pytajcie, jak ona to robi...). Za zdobyty złom (czytaj: waluta) zwiększamy magazynek czy dołączamy tłumik. Ten ostatni może się przydać, bo możliwe jest także czajenie się na wrogów i duszenie ich z ukrycia. Nie zawsze, bo dużo tutaj wybuchów i oskryptowanych zdarzeń niczym z sąsiedniej marki z Nathanem Drake'iem na czele, lecz w większości mamy wybór jak pokonać wrogów. Co nie mogę powiedzieć o samej historii, która jest diabelnie liniowa.
Z głównych rzeczy to chyba tyle. Skaczemy, rozwiązujemy zagadki, zabijamy, badamy ruiny. I tak w kółko. Nie zrozumcie mnie źle, Tomb Raider jest przyjemny: łamigłówki są łatwe, a zginąć trudno. Po ciężkim dniu można włączyć tylko po to, by błąkać się po dzikiej puszczy, wrakach statków, czy niebezpiecznych jaskiniach pełnych czaszek szukając pradawnych antyków. Jednak hardcorowców, którzy muszą mieć ręcznik przy sobie, grając w Dark Souls raczej stara-nowa Lara nie zachęci.
Oddzielony pierwiastek
Mamy także multiplayer. Zrobiony na siłę, ale jednak. Do wyboru dostajemy 4 tryby i 5 map. Matchmaking dzisiaj to ok. 3 minuty czekania. Patrzyłem w południe, podczas dużej wyprzedaży na Steam. Nawet jak się zbierze tych min. 4 ludków i gra wystartuje, bardzo szybko się okazuje, że to podróba multi z Uncharted — dwie ekipy, jakiś cel, niszczenie się nawzajem. Nie wiem, czy warto się cokolwiek o tym rozpisywać. Za chwilę tryb wieloosobowy będzie zapomniany, na rzecz kampanii. Na plus wychodzi rozwój postaci (kupowanie nowych, skille etc.), kierowanie kimś innym niż główna bohaterka. Za minus - kończąc grę było 3-ech na 1-nego gracza...
Gdzie te kwadraty?
Grafika do dzisiaj nie odstaje aż tak, jednak najbardziej zestarzały się twarze... Ale da się to przełknąć. Dobrze wygląda za to otoczenie, elementy środowiska i lokacje. Wraz z dobrą muzyką ze świetnym głównym motywem stanowi dziś bardzo dobry przysmak. Co z tego, że dziś drugie główne danie ma więcej dodatków, przez co jest smaczniejsze. Nawet jak kucharz nie wiedział, czy jego na nowo przyrządzona potrawa będzie dobra, zrobił to od serca. I — w mojej opinii — wyszło mu to lepiej od jego następnego dania.*
*Jeśli chcecie, abym mówił po ludzku: Tomb Raider z 2013 to dobra gierka, która o wiele bardziej mi się spodobała od jej następczyni.